wtorek, 6 grudnia 2016

TIK, słuchanie i ciekawostki ze świata na angielskim.

Przepis jak upiec trzy pieczenie na jednym ogniu zdobyty na kursie w York!

Ściągamy na swój telefon aplikację pod tytułem News In Levels.

Następnie czytamy lub słuchamy i oglądamy filmiki z ciekawostkami z całego świata. Codziennie coś nowego.

Potem dzielimy się w klasie tym, co nam się spodobało.

News In Levels ma 4 poziomy trudności, newsy są krótkie i zawsze zaskakujące. To nie może być nudne :).


czwartek, 1 grudnia 2016

Erasmus, Europa, Euroweek...


Mając wciąż jeszcze w pamięci nasze wakacyjne wojaże z Erasmusem,  postanowiłyśmy uczniom również stworzyć możliwość praktycznego wykorzystywania znajomości angielskiego, integracji z obcokrajowcami i poznawania innych kultur. Z pomocą przyszły nam tutaj  Fundacja Euroweek oraz Stowarzyszenie Euroweek Szkoła Liderów - organizatorzy obozów Euroweek. Na czym polega taki obóz? Uczniowie spędzają cały tydzień z wolontariuszami z przeróżnych krajów (m.in z Kenii, Włoch, Hiszpanii, Chorwacji, Ugandy, Indii, Łotwy). Codziennie od rana do wieczora uczestniczą w zajęciach projektowych, prezentacjach, grach, zabawach.



Używanie angielskiego siłą rzeczy jest nieodzowne. Jest mnóstwo śmiechu, zabawy i pozytywnej energii. Nasz wyjazd odbył się w listopadzie, mieszkaliśmy w małej miejscowości Różanka w Kotlinie Kłodzkiej. Ale to nie miejsce jest ważne, najbardziej liczyła się atmosfera, a ta była niezapomniana. I o to chodzi.





wtorek, 29 listopada 2016

Lekcja z native speakerem

Wczoraj, czyli 28 listopada odwiedził nas Ross Mulkern, który pracuje dla organizacji Learning Without Borders (Nauka bez Granic). Ross najpierw spotkał się z gimnazjalistami i poprowadził interaktywne warsztaty o królach i królowych angielskich - Cruel Kings and Mean Queens. Następnie rozruszał naszych uczniów SP swoimi zajęciami zatytułowanymi English Rhymes.

Jak było? Odpowiedzielibyśmy zgrabnym rymem, ale boimy się, co na to powie królowa :).
 

środa, 23 listopada 2016

Smakowanie lokalnych potraw i codzienne szwendanie się tu i tam


My - pierwszorzędni drugoligowi znawcy kulinariów - nie mogliśmy się oprzeć kosztowaniu szkockiej kuchni. 

I tak: najpopularniejsze potrawy to m.in.: fish & chips (z groszkiem, sosem, cytryną - pycha!), zupa rybna cullen skink, sticky toffeg &e puddin bread with butter pudding i oczywiście haggis. Co to jest haggis? To coś, co łączy w sobie owcze wątróbkę, serca, płuca oraz cebulkę, mąkę owsianą, tłuszcz, przyprawy. Właściwie, to chyba nikt do końca nie zna pełnego składu tego tradycyjnego specjału. Tak czy siak trzeba było go spróbować. A gdy już go spróbowaliśmy, to wyszukiwaniu kolejnych potraw nie było końca.

Popatrzcie na to, co poniżej: pani Jędrych wcina hamburgera z frytkami, a ja tosty i selerową zupę dnia (oczywiście wcześniej dłuuugo kontemplowaliśmy te widoczki):


Nieodłączną częścią kuchni i przede wszystkim kultury szkockiej jest whisky. Whisky pije się podaną w kieliszkach lub małych szklankach; można z kostkami lodu, ale - broń Boże - z colą. Przynajmniej barmani kręcili nosem na takie połączenie.Whisky działa rozgrzewająco, co w przypadku kapryśnej, chłodno-ciepłej pogody w Szkocji jest przydatne.
No, tak mówią tutejsi. I przyjezdni.
:-)

Czasami, a właściwie codziennie po lunchu, który zazwyczaj przypadał nam na g. 13, chodziliśmy po mieście; i za miasto też. Rzecz jasna, na własnych skórach chcieliśmy się przekonać co do piękna tutejszej prowincji. Jak widzicie na poniższym zdjęciu, szkocka pogoda też miewa ładne momenty:


A taką pogodę mieliśmy w Cramond. Właściwie jest to niewielka wysepka. Aby się na nią dostać, trzeba przejść betonowo-kamienisty chodnik, a taka możliwość jest wtedy, gdy jest odpływ. Sama wysepka tonie w zieleni i wysokich trawach, są też na niej ruiny dawnych budowli. Spacerują tam ludzie, robią zdjęcia, niektórzy piknikują. A jeszcze inni szkicują śpiących ludzi. Na przykład ja. Oto, co stworzyłem: "Drzemiąca Pani Jędrych":


Ten swój szkic to jeszcze przejrzałem i uznałem, że szkockie portrety nie są moją mocną stroną. Raczej specjalizuję się w wielkoformatowych scenach batalistycznych.

sobota, 19 listopada 2016

Co można opowiedzieć w 60 sekund? Angielski na języku polskim


Wczorajszy dzień był bardzo intensywny jeśli chodzi o kontakty międzynarodowe - zwłaszcza dla III gimnazjum. 

Odwiedzili nas wolontariusze EVS, odbywający swój wolontariat w Deckonachod. Ich prezentacji wysłuchały klasy I i III gimnazjum. Możecie o tym poczytać tutaj: EVS – co je to?


Klasa III g dodatkowo, w ramach lekcji języka polskiego, wysłuchała prezentacji Rity o jej rodzinnym kraju - Portugalii. To jednak nie był koniec międzynarodowych atrakcji na języku polskim.

Prezentacje wolontariuszy - Eweliny, Agniusa, Felicitas i Rity - trwały kilkadziesiąt minut. W ich trakcie uczniowie nie tylko dowiedzieli się, czym jest wolontariat europejski, ale także mieli możliwość na chwilę zajrzeć do innego kraju, innego języka, zapoznać się z odmienną kulturą. Była to wspaniała okazja, by na języku polskim kontynuować temat ciekawostek ze świata, by pokazać uczniom różne drogi życia, zainteresowania, osobowości - w języku angielskim oczywiście. 


Dlaczego angielski na polskim? Otóż jednym z założeń realizowanego w szkole projektu Erasmus+ ”Dwujęzyczni i proeuropejscy. Swobodna komunikacja w projektach międzynarodowych” jest prowadzenie kilku lekcji języka polskiego z wykorzystaniem zasobów anglojęzycznych. Mogą to być narzędzia TIK (np. tak lubiany przez uczniów Kahoot), fragmenty tekstów literackich i publicystycznych, filmy. 

Zwyczajni ludzie, niezwykłe przedsięwzięcia


Pani Karolina Jędrych wykorzystała tematykę, poruszaną przez wolontariuszy, do omówienia na lekcji krótkich filmów dokumentalnych. Krótkich, a nawet bardzo krótkich. Dokładnie - sześćdziesięciosekundowych. 

Filmy dostępne są na kanale 60 Second Docs. Każdy z nich przedstawia historię jednej osoby lub grupy osób, które mają nietypowe hobby, prowadzą niestandardowe firmy, organizują coś, pomagają innym, działają na rzecz lokalnej społeczności. 

Po każdym z zaprezentowanych filmów dokumentalnych uczniowie odpowiadali na pytanie, kto jest bohaterem, kto narratorem historii, czym się zajmuje, dlaczego jest to nietypowe, jakie emocje towarzyszą temu, co robi, dla kogo/na czyją rzecz wykonuje daną pracę.

Zwykle bohater historii okazywał się także jej narratorem, a jego działaniom towarzyszyły pozytywne emocje, a nawet - poczucie misji. Wszystkie obejrzane reportaże doprowadziły nas do konkluzji, że ludzie chcą robić dobre rzeczy dla innych, że działania lokalne są ważne, zaś angielski na polskim wcale nie jest taki trudny :).

Przy okazji powtórzyliśmy także cechy reportażu. 

Oto niektóre z obejrzanych przez nas dokumentów. Mój ulubiony to ten ostatni :). Polecamy - na polski, na angielski, na godzinę wychowawczą.

A może Wasi uczniowie nakręcą swój własny film?

piątek, 18 listopada 2016

EVS – co je to? Czyli wolontariusze z Czech w naszej szkole




Dziś do naszej szkoły zawitała czwórka wolontariuszy z EVS, czyli wolontariatu europejskiego, realizowanego w ramach programu Erasmus+. Siostra naszej pani Karoliny, pani Ewelina Jędrych, opowiedziała uczniom o tym, czym jest EVS oraz jak żyje się wolontariuszowi w Czechach. Wielkie zainteresowanie uczniów wzbudziły zwłaszcza przykłady… czeskich słów . W prezentacji uczestniczyli także Rita (Portugalia), Felicitas (Niemcy) oraz Agnius (Litwa). Dodatkowo klasa III g wysłuchała prezentacji (w j. angielskim) Rity o jej rodzinnym kraju. Wszyscy wolontariusze związani są z Deckonachod.

Te nietypowe lekcje związane są z realizowanym w szkole projektem Erasmus+ ”Dwujęzyczni i proeuropejscy. Swobodna komunikacja w projektach międzynarodowych”.




Więcej zdjęć z zajęć na naszym Facebooku: http://tiny.pl/gfnwd

wtorek, 8 listopada 2016

Szkolenia nauczycieli, czyli upowszechniamy erasmusowe zdobycze

Oczywiście szkolenie rozpoczęliśmy od przypomnienia sobie idei i tytułu naszego projektu :).

7 listopada dla nauczycieli naszej szkoły jedna z uczestniczek projektu, Karolina Jędrych, przeprowadziła szkolenie z narzędzi TIK, także tych anglojęzycznych. 

Nasi nauczyciele znają i lubią Kahoot, ale na poniedziałkowych zajęciach poznali także inne narzędzie do tworzenia quizów urozmaicających lekcję: Quizizz. Założyli konta i stworzyli swoje pierwsze interaktywne gry na tej platformie.

Nauczyciele poznali także narzędzie do zbierania informacji i dzielenia się nimi - Padlet. Również założyli na nim konta, a także umieścili na dzielonym Padlecie linki do interesujących ich stron. Dowiedzieli się także o aplikacji Padlet na telefon.

Ostatnim, a bardzo uniwersalnym narzędziem była Canva. Serwis nie ma jeszcze polskiej wersji, ale jego obsługa jest bardzo intuicyjna. Za jego pomocą można tworzyć infografiki, plakaty, zaproszenia, biuletyny, ogłoszenia... Wszystko on-line i za darmo. 

Mamy nadzieję, że nowe narzędzia przydadzą się naszym kolegom i koleżankom :).

piątek, 4 listopada 2016

Tea Party w naszej szkole

Językowa grupa C przygotowała scenkę zatytułowaną "Tea Party" i zaprosiła inne grupy gimnazjalne do jej obejrzenia. Goście brali też udział w quizie dotyczącym zachowania przy stole. Na koniec zostali poczęstowani herbatą i ciastkiem. Wszystko oczywiście w języku angielskim.






wtorek, 25 października 2016

Dzięki Erasmusowi Plus liznąłem kultury brytyjskiej. Smakowała szkocko.

Poznawanie kultury brytyjskiej (dzięki Erasmusowi) to dla mnie przede wszystkim błądzenie po uliczkach Edynburga, niespieszenie się donikąd, pytanie ludzi o drogę. Dlatego ostrzegam: w tym poście nie ma opisów spiskowych intryg czy heroicznych pościgów. Tylko spokój i harmonia - czyli Edynburg właśnie!

Lubiłem błądzić po ulicach miasta, bo nigdy nie wiedziałem, gdzie trafię. Ale nie tylko, gdyż uwielbiałem zwiedzać dawne obiekty, przesiadywać w kawiarenkach, kontemplować sytuacje takie, jak na poniższych zdjęciach:


 

Dwa ostatnie photos zrobiliśmy, przesiadując pewnego wieczoru w słynnym w Edynburgu Royal Oak. To malutki pubik (jakieś 16 metrów kwadratowych), gdzie odbywają się śpiewy na żywo; po prostu gromadzą się ludzie - niektórzy z instrumentami - i spędzają czas, grając, śpiewając i zachęcając do dobrego przeżywania czasu. Trochę jak tolkienowscy hobbici w swoich hobbickich karczmach.
Mieliśmy szczęście, bo właśnie tamtego wieczoru swoje urodziny świętował pewien starszy Szkot. Biała broda, okulary, spodnie na szelkach; radość i zadowolenie z życia dawał w słowach. A przy okazji wszystkich gości częstował ciastem. Mały kęs wystarczył, by napełnić nasze polskie ciała szkocką słodyczą. No i w ten sposób staliśmy się częścią oakowej wspólnoty. Czy to nie jest zacna definicja skutecznego poznawania innej kultury?

Niezależnie od tego, gdzie byliśmy i co robiliśmy, zawsze pamiętaliśmy o STO Bytom (postcards wysłane do dyrekcji, szkockie biscuits dla niej - kupione) i o naszych znajomych ze Śląska. Jeden z radnych katowickiej Koszutki poprosił mnie o sfotografowanie się w miejscu najbardziej kojarzącym się ze Szkocją. "Niech to będzie zarazem prowincjonalne i uniwersalne", "coś współczesnego, ale wiernego tradycji", "niech muzyka unosi się, a człowiek czuje się bezpiecznie" - mówił (no dobra, wcale tak nie mówił i nie był kapryśny). Proszę bardzo, coś specjalnie dla mieszkańców Koszutki! Kilt i dudy:
 O ile wieczorami i nocami miasto tętni tradycją, o tyle za dnia - np. sztuką współczesną. W jego centrum  wzniesiono mały, drewniany "gród". Jego poszczególne elementy (pomieszczenia) to ekspozycje. Oczywiście jako wielbiciel sztuki współczesnej znalazłem głębokie zrozumienie dla takiego, a nie innego rozplanowania przestrzeni i ogólnego przesłania dzieła. Dla niepoznaki od czasu do czasu drapałem się po głowie, zastanawiając się, co artysta miał na myśli :-)

No a potem znowu był czas, aby pomyśleć, że stolica Szkocji jest miastem bezpiecznym, spokojnym, kulturalnym. Że kierowcy czerwonych, 2-piętrowych autobusów to ludzie cierpliwi, bo chętnie wyjaśniali mi, gdzie się znajduje przystanek Hope Line przy Duddingston Street, na którym miałem wysiąść. W jego okolicy bowiem swój dom miała moja rodzina (a na kolację trzeba było przecież dotrzeć na czas). Po kilku dniach autobusowania do Regent School i z powrotem (taka jedna moja podróż trwała średnio 35 minut) weszła mi w krew lokalizacja. Przestałem nawet zwracać uwagę na tutejsze tradycyjne kierunki:


No i jesteśmy w domu. Zapytajcie więc, jaka była rodzina, u której mieszkałem przez 2 tygodnie?
Wspaniała, otwarta, życzliwa!
W swoim wielkim domu przy Duddingston Street gościła też ludzi z Niemiec, Hiszpanii i Peru. Dostałem własny pokój z telewizorem (moi uczniowie wiedzą, że należę do tej grupki ludzi, która w swoim prywatnym domu nie ma telewizora; było to więc dziwne uczucie :-) ), zatem od czasu do czasu oglądałem Euro 2016. Wychodziłem do wieeelkiego ogrodu Dorothy i piłem tam szkocką kawę. Czasami dołączał do mnie Florian z Niemiec, więc rozmawialiśmy o tym i tamtym. Raz nawet widziałem (a właściwie słyszałem), jak w ogrodzie pojawiła się wnuczka Dorothy i, biegając, śpiewała swoje dziecięce piosenki. Gdy zacząłem bić jej brawo, tylko zaczerwieniła się i czmychnęła z powrotem do domu.
Podejrzewam, że trema ją zjadła :-)
Ja z kolei dopiłem kawę i uciąłem krótką drzemkę (tak, po kawie nie mam problemu z zaśnięciem). Śniły mi się wtedy tylko szkockie pejzaże:


piątek, 21 października 2016

Szlachta bytomska w The Georgian House

Być w Edynburgu i nie zwiedzić The Georgian House, to po prostu nie zobaczyć georgiańskiej Szkocji, gdy jest się w Szkocji.

Realizację planu mieliśmy nieskomplikowaną, gdyż blisko naszej Regent School wznosi się wybudowany w 1796 roku The Georgian House. To dom mieszkalny zaprojektowany przez Roberta Adama z zachowanym układem pokoi i umeblowaniem. Mnóstwo w nim stylowych mebli, porcelany stołowej, wyrobów szklanych, gazet i obrazów z epoki. Na poziomie piwnicznym - oprócz pomieszczenia z winem - znajduje się kuchnia. Pani Jędrych aż świeciły się oczka na widok tego arcydzieła technologii gospodarstwa domowego z końca XVIII wieku; pani Śmiałek też była pod dużym wrażeniem i tylko zaglądała w każdy kąt, a ja... A mnie też świeciły się oczka, zaglądałem w każdy kąt i po prostu naszła mnie ochota ugotować potrawkę z królika.



W Georgian House można jeszcze obejrzeć krótki film i przymierzyć strój, w jakim chodzili przedstawiciele edynburskiego bogatego mieszczaństwa oraz szlachta. Oczywiście my - szlachta bytomska - przymierzyliśmy. Jak Wam się podobamy?



Nie zabrakło też tradycyjnego poloneza. Jak salony, to salony! Polonez to - jak powszechnie wiadomo - bardzo dynamiczny taniec, więc i nasze twarze są nieco rozmyte.


wtorek, 11 października 2016

Z mapą w ręku i plecakiem przewieszonym przez ramię, czyli ucieczka z miasta

Nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała przerwy między opadami i po zajęciach nie uciekła chociaż na kilka godzin z gwarnego Edynburga w okoliczne Pentland Hills. 






Do tego uroczego i opustoszałego łańcucha wzgórz, leżącego na południe od miasta, można było w niecałą godzinę dotrzeć miejskim autobusem. Szlak wybrany przeze mnie był stosunkowo krótki i wiódł w poprzek Pentlandów z miejscowości Balerno do Flotterstone.

A widoki... Sami oceńcie!





Na wspólny spacer po Pentland Hills udało mi się namówić Lolę - nauczycielkę sztuki z Sewilli i naszą koleżankę z edynburskiej, szkolnej ławy. Wielogodzinne rozmowy z pewnością służyły wymianie doświadczeń - również tych zawodowych!








Dla przyzwoitości muszę dodać, iż te piękne zdjęcia są autorstwa Loli.




sobota, 1 października 2016

TIK na historii. Lekcje z Glogsterem

Na lekcjach historii klasa I gimnazjum testowała platformę do tworzenia plakatów multimedialnych - Glogster. Uczniowie tworzyli i prezentowali kolegom plakaty zawierające filmy edukacyjne, pliki mp3, ciekawe grafiki i oczywiście informacje historyczne :). 

Strona jest w języku angielskim, ale przypominamy, że nasza szkoła bierze udział w programie Erasmus+ z projektem "Dwujęzyczyni i proeuropejscy. Sprawna komunikacja w projektach międzynarodowych", stąd na lekcjach historii i języka polskiego będą w tym roku pojawiały się także wątki anglojęzyczne :). 


Śladami polskiej emigracji powojennej


Gdy poloniści szukali szczęścia w postindustialnym Glasgow, ja przemierzałam ulice Edynburga śladami polskiej emigracji powojennej. I tak trafiłam na pomnik Wojtka - niedźwiedzia-kaprala, który od 1941 roku towarzyszył żołnierzom 
 22 Kompaniii Zaopatrzenia Artylerii  w 2. Korpusie Polskim i, podobnie jak wielu z nich, po wojnie pozostał w Szkocji.




Wojtek w latach 40. Źródło zdjęcia:tutaj
Pomnik Wojtka dziś.




Odnalazłam również hotel Learmonth, w którym jako barman, pozbawiony obywatelstwa polskiego i świadczeń przysługującym żołnierzom alianckim, pracował po wojnie generał Stanisław Maczek.

Sam hotel kilka lat temu przeszedł remont, zmienił właściciela i nazwę. Dawne czasy przypomina jedynie niewyróżniająca się z otoczenia elewacja i niedziałające już obrotowe drzwi, które dzięki życzliwości recepcjonisty mogłam zobaczyć i sfotografować.


Trudno wśród gregoriańskich fasad znaleźć tę należącą do hotelu.



Zabytkowe obrotowe drzwi. Zapewne nie raz przechodził przez nie generał Maczek.