wtorek, 25 października 2016

Dzięki Erasmusowi Plus liznąłem kultury brytyjskiej. Smakowała szkocko.

Poznawanie kultury brytyjskiej (dzięki Erasmusowi) to dla mnie przede wszystkim błądzenie po uliczkach Edynburga, niespieszenie się donikąd, pytanie ludzi o drogę. Dlatego ostrzegam: w tym poście nie ma opisów spiskowych intryg czy heroicznych pościgów. Tylko spokój i harmonia - czyli Edynburg właśnie!

Lubiłem błądzić po ulicach miasta, bo nigdy nie wiedziałem, gdzie trafię. Ale nie tylko, gdyż uwielbiałem zwiedzać dawne obiekty, przesiadywać w kawiarenkach, kontemplować sytuacje takie, jak na poniższych zdjęciach:


 

Dwa ostatnie photos zrobiliśmy, przesiadując pewnego wieczoru w słynnym w Edynburgu Royal Oak. To malutki pubik (jakieś 16 metrów kwadratowych), gdzie odbywają się śpiewy na żywo; po prostu gromadzą się ludzie - niektórzy z instrumentami - i spędzają czas, grając, śpiewając i zachęcając do dobrego przeżywania czasu. Trochę jak tolkienowscy hobbici w swoich hobbickich karczmach.
Mieliśmy szczęście, bo właśnie tamtego wieczoru swoje urodziny świętował pewien starszy Szkot. Biała broda, okulary, spodnie na szelkach; radość i zadowolenie z życia dawał w słowach. A przy okazji wszystkich gości częstował ciastem. Mały kęs wystarczył, by napełnić nasze polskie ciała szkocką słodyczą. No i w ten sposób staliśmy się częścią oakowej wspólnoty. Czy to nie jest zacna definicja skutecznego poznawania innej kultury?

Niezależnie od tego, gdzie byliśmy i co robiliśmy, zawsze pamiętaliśmy o STO Bytom (postcards wysłane do dyrekcji, szkockie biscuits dla niej - kupione) i o naszych znajomych ze Śląska. Jeden z radnych katowickiej Koszutki poprosił mnie o sfotografowanie się w miejscu najbardziej kojarzącym się ze Szkocją. "Niech to będzie zarazem prowincjonalne i uniwersalne", "coś współczesnego, ale wiernego tradycji", "niech muzyka unosi się, a człowiek czuje się bezpiecznie" - mówił (no dobra, wcale tak nie mówił i nie był kapryśny). Proszę bardzo, coś specjalnie dla mieszkańców Koszutki! Kilt i dudy:
 O ile wieczorami i nocami miasto tętni tradycją, o tyle za dnia - np. sztuką współczesną. W jego centrum  wzniesiono mały, drewniany "gród". Jego poszczególne elementy (pomieszczenia) to ekspozycje. Oczywiście jako wielbiciel sztuki współczesnej znalazłem głębokie zrozumienie dla takiego, a nie innego rozplanowania przestrzeni i ogólnego przesłania dzieła. Dla niepoznaki od czasu do czasu drapałem się po głowie, zastanawiając się, co artysta miał na myśli :-)

No a potem znowu był czas, aby pomyśleć, że stolica Szkocji jest miastem bezpiecznym, spokojnym, kulturalnym. Że kierowcy czerwonych, 2-piętrowych autobusów to ludzie cierpliwi, bo chętnie wyjaśniali mi, gdzie się znajduje przystanek Hope Line przy Duddingston Street, na którym miałem wysiąść. W jego okolicy bowiem swój dom miała moja rodzina (a na kolację trzeba było przecież dotrzeć na czas). Po kilku dniach autobusowania do Regent School i z powrotem (taka jedna moja podróż trwała średnio 35 minut) weszła mi w krew lokalizacja. Przestałem nawet zwracać uwagę na tutejsze tradycyjne kierunki:


No i jesteśmy w domu. Zapytajcie więc, jaka była rodzina, u której mieszkałem przez 2 tygodnie?
Wspaniała, otwarta, życzliwa!
W swoim wielkim domu przy Duddingston Street gościła też ludzi z Niemiec, Hiszpanii i Peru. Dostałem własny pokój z telewizorem (moi uczniowie wiedzą, że należę do tej grupki ludzi, która w swoim prywatnym domu nie ma telewizora; było to więc dziwne uczucie :-) ), zatem od czasu do czasu oglądałem Euro 2016. Wychodziłem do wieeelkiego ogrodu Dorothy i piłem tam szkocką kawę. Czasami dołączał do mnie Florian z Niemiec, więc rozmawialiśmy o tym i tamtym. Raz nawet widziałem (a właściwie słyszałem), jak w ogrodzie pojawiła się wnuczka Dorothy i, biegając, śpiewała swoje dziecięce piosenki. Gdy zacząłem bić jej brawo, tylko zaczerwieniła się i czmychnęła z powrotem do domu.
Podejrzewam, że trema ją zjadła :-)
Ja z kolei dopiłem kawę i uciąłem krótką drzemkę (tak, po kawie nie mam problemu z zaśnięciem). Śniły mi się wtedy tylko szkockie pejzaże:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz